Bo powinno...
Jak boli to znaczy, że się żyjesz. Gorzej gdyby nie bolało.
Mam wrażenie, że żyjemy w świecie, gdzie okazywanie emocji jest powodem do
wstydu, słabością. Relacje damsko-męskie są pojmowane w kontekście walki. Ktoś
zawsze kocha bardziej i daje więcej od siebie, a tym samym bardziej jest
narażony na ból rozstania. Ludzie są naiwni w tym, że się tak da – na pół
gwiazdka. Skupiają się na swoim cierpieniu, a zapominają, że nie tak dawno koło
nas stał człowiek, który też miał serce i czuł. Nie ma ludzi zimnych i wyzutych
z emocji, chyba że psychopaci. Wszyscy cierpimy jednakowo, niektórzy tylko
lepiej się z tym ukrywają.
Niedawno wyszedł w kinach film opowiadający o świecie bez
emocji. Nie było w nich lęku, gniewu, ale nie było również w nim miłości. Oglądnęłam
go ze strachem w oczach i z trwogą w sercu. W tym dziwnym świecie, stworzonym przez ludzi pozornie nie
było śmierci. Została inaczej nazwana, była nieunikniona.
Pomyślałam, że smutny byłby świat bez emocji, bo bez nich
nie ma i uczuć. Później przypomniałam sobie słowa moich znajomych, którzy rozczarowali
się postawą innych. Każdy z nich mówił, że kochał, ale nie został zrozumianym.
Po kilkudniowej rozpaczy, przychodziła faza przeobrażenia w snop śniegu, ale
zawsze przychodziły roztopy.
Dlaczego kłamiemy, że nie boli?
Mam wrażenie, że czasem nam lepiej z tym żyć, z kłamstwem. Abstrahuje
od tego, że kłamiąc innych ranimy samych siebie. Dlaczego? Bo nie pozwalamy
sobie żyć tak jakbyśmy chcieli. Budujemy przed sobą mur, który nam samym
później trudno zburzyć, a co dopiero innej osobie. Zapomnieliśmy czym jest
ciepło, bo stwierdziliśmy, że to wygodne rozwiązanie, bezbolesne. Wyzuci z
emocji, próbujemy żyć. Tylko czy się tak da?
Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.
OdpowiedzUsuń