Nie da się tego uniknąć. Ludzie przychodzą i
odchodzą. Jak często Ci się to zdarza? Jak długo zastanawiasz się dlaczego
akurat Ciebie to dotyczy?
Zdarzyło mi się kilka razy poznać w życiu osoby,
o których myślałam, że nigdy nie zapomnę, bo po co bym miała? Zawsze będą koło
mnie.
Każdy z nas w pewnym sensie się łudzi, że ludzie nie odchodzą, że jak już
powiedzą „jestem” to „będą”. Nic bardziej mylnego. Czemu mieliby zostać?
Straciliśmy w ich oczach wartość, to pewne. Nie odchodzą dla naszego dobra, bo z
reguły są egoistami. Gorzej wtedy, gdy przez to my nie wierzymy już w siebie.
Patrzymy bezradnie w lustro i myślimy, że nikt nas już nie pokocha, że zawsze będziemy porzuceni.
Co
wtedy robić?
Polecałabym mantrę Wschodu. Wychodzisz z siebie i
stajesz obok. W dosłownym znaczeniu. Przyglądasz się sobie, spoglądasz na
innych, dystansujesz się do danej sytuacji. Popatrz na to z góry, z boku, od
dołu, jak Ci wygodnie, jak wolisz.
Popatrz na siebie z miłością i spróbuj zaakceptować sytuacje. Jeśli czegoś nie ma to nigdy tego nie było.
Popatrz na siebie z miłością i spróbuj zaakceptować sytuacje. Jeśli czegoś nie ma to nigdy tego nie było.
Czy
warto starać się, aby ktoś wrócił?
Nie każde lustro musi być od razu rozbite, niektóre są po prostu zabrudzone upływającym czasem. Jest sprawdzone, więc po co wyrzucać do śmieci, wystarczy lepszy środek czyszczący. Nowe to są najczęściej tylko jednorazówki...
OdpowiedzUsuńZgadzam się z Tobą, nie każde lustro musi być rozbite. Często nam się wydaję, że coś się skończyło, a może wystarczy to odświeżyć, jednak nigdy na siłę. Tylko problem w tym, że coraz mniej w nas konsekwencji. Wolimy wyrzucić do kosza i kupić nowe... to taka seryjna monogamia.
OdpowiedzUsuń